(tytuł to nawiązanie do piosenki Szpaka, którą bardzo lubię)
Nowy rok zaczął się u mnie fatalnie. W Sylwestra drastycznie obniżył mi się nastrój i tak mnie trzymało, aż wczoraj nastąpił ni mniej, nie więcej kryzys. Zadzwoniłam do największej w mieście poradni (to sieciówka, mają poradnie w całym województwie), babka w ogóle mnie nie zrozumiała (nie, nie bełkotałam), ale jak już zrozumiała, to stwierdziła, że do wtorku nikt nie może mnie przyjąć ani na NFZ ani prywatnie bo nie, nie ma terminów, do widzenia.
Do sąsiednich miast i miasta wojewódzkiego nie miałam siły dzwonić - zresztą w sąsiednim mieście pracuje babsztyl, który mi kiedyś bardzo zaszkodził i dostałam jazdy, że zapiszą mnie do niej... Przekimałam się 2 godziny i jakimś cudem poczułam się lepiej.
Była opcja pojechania do szpitala do Katowic lub Toszka, ale raz że spędziłabym tam x godzin na izbie przyjęć, a dwa... no kto wie, czy w takim stanie by mnie tam nie zostawili, a ja dziękuję za choćby dobę na oddziale psychiatrycznym (chociaż Toszek wcale nie należy do najgorszych miejsc w Polsce). Poza tym bez sensu mówić obcemu lekarzowi, że chcę zmienić leki, bo ten lek który za mną chodzi ma swoją specyfikę i na 99% zostałabym wzięta za ćpuna. :')
Także muszę jakoś przetrzymać do wtorku, bo wtedy najwcześniej będę mogła zadzwonić do Doktorka. Czy mnie jednak przyjmie, to już inna sprawa. A czy zmieni mi leki, to już w ogóle... Ale po tym co się wydarzyło, będę nalegać.
Dzisiaj czułam się lepiej i wieczorem, jak byliśmy w sklepie i potem przeszliśmy się z Niurą dookoła szkoły, poczułam się jeszcze lepiej. Tia, z powodu grypy nie wychodziłam z domu od Sylwestra. Dopiero dzisiaj stwierdziłam, że jestem już prawie całkiem wolna od kaszlu, kataru i bolących migdałków. Jest lepiej, w każdym razie. :)
Ale wiecie, co mnie w tym wszystkim bardzo zasmuca...?
Jak mam gorszy czas, ze znajomych irl nie napisze do mnie NIKT. Nikt z ludzi, dla których zarywałam noce, żeby pogadać jak mieli kryzysy. Nikt z ludzi, od których odbierałam telefony o dowolnych porach i cierpliwie słuchałam ich płaczu, że ktoś im umarł albo mają doła i myślą czy nie jechać do szpitala. Zawsze byłam, słuchałam, radziłam... NIGDY nie działało to w drugą stronę... Ba, rozdanie w pracy wizytówek mojego śp. sklepu to było za wiele. Byłam dla nich po prostu jak chustka - nasmarkać ile wlezie, a jak już wysmarkali wszystkie gluty z nosa, to chustkę można było spuścić w kiblu albo wywalić do śmietnika. Stąd moja frustracja, gorycz i żółć.
Jest ze mną tylko mój Miś. I nawet moja mama zauważyła wczoraj, że dzieje się ze mną coś złego. Także musiało być serio słabo.
No i są ludzie z forum psychiatrycznego. Dziękuję im za dobre słowa, które dostaję, nawet jak nie odpisuję - bo jestem zmęczona albo kompletnie nie mam pomysłu na jakąś mądrą odpowiedź. Jednych znam dłużej, a innych krócej, ale każde wsparcie osób z podobnymi problemami jest dla mnie ważne - nawet emotka, serio, bo za tą emotką kryje się 10 x więcej wsparcia, niż w ogóle chcieliby mi dać ludzie, których kiedyś nazywałam "przyjaciółmi". O rodzinie, może poza mamą, już w ogóle nie wspominając.
Zmieniając temat.
Z powodu złego samopoczucia wciąż nie wysłałam do serwisu mojego laptopa - no i zrobię to dopiero we wtorek, bo w poniedziałek jest kolejne święto. Już mi bokiem wychodzi ten okres świąteczny i cieszę się, że zaraz się skończy. Potem - byle do renty, byle do urodzin, byle do wyjazdu do Łodzi, który znowu się przesuwa...
Tak czy srak, laptop jest już gotowy do wysyłki. Miś wyciągnął z niego drugi dysk, a ja sformatowałam ten oryginalny. Używam już "nowego" laptopa - to Lenovo Ideapad 5 Pro-16ACH6, który pożyczył mi mój dobry ziomek. Jestem mu bardzo wdzięczna, bo serio byłabym w ciemnej dupie. Mam nadzieję, że w serwisie uwiną się dość szybko, bo jednak co swoje to swoje... Ale na zastępczego Lenovo też nie mam co narzekać, ma dobre parametry, fajny duży wyświetlacz i już dzisiaj na nim rysowałam - jak najbardziej daje radę. :)
Tylko nie da się na nim grać, no ale głupio byłoby narzekać jak poza PC ma się w domu kilka konsol. xD
No właśnie, wspomniałam o rysowaniu - tak, dzisiaj rano zebrałam się i narysowałam pierwszy w tym roku obrazek. Możecie zobaczyć go tutaj. To też poprawiło mi samopoczucie. :) Wczoraj wieczorem próbowałam czytać, ale niestety - po połowie strony mój mózg się rozłączył.
Jak pisałam, moje peje na FB zostały zdezaktywowane i pewnie za jakiś czas całkowicie je usunę. Na FB w ogóle nie wchodzę i czuję się z tym bardzo dobrze. Zamiast tego będą blogi - i tyle. Ten, który linkowałam wyżej oraz Szczurzy Gaming. Jeszcze raz zapraszam do dopisania swojego adresu e-mail do newslettera. :)
Z newsów malutkich, ale przyjemnych:
- Miś zamówił mi na Allegro kawę żołędziową - tak, uwielbiam kawę, ale więcej niż 2 kawy dziennie skutkuje u mnie zjazdem psychicznym, więc muszę ograniczyć kofeinę... A już dwie osoby z mojego forum zachwalały mi tę "żołędziówkę", więc chętnie spróbuję. :)
- Kupiłam w Lidlu kaktus. Miałam nie kupować już żadnych kaktusów, ale TE IGŁY!!!
A na sam koniec majestatyczny, niezwykle inteligentny pies rasy shiba inu.
Fajny ten rysunek, podziwiam zdolności, mogłabyś książki ilustrować, tak mi się skojarzyło:-)
OdpowiedzUsuńNawroty złego stanu psychiki musza być dla ciebie bardzo uciążliwe, w dodatku kumulacja , bo i grypa i spadek nastroju.
Trzymaj się , zmiany pogody nie ułatwiają nam wszystkim. My nagle pożegnaliśmy bliskiego znajomego, zmarł w Nowy Rok, szok kompletny...
Ludzie weryfikują się sami. Rok temu postanowiłam przestać się starać, aby zobaczyć dla kogo się starać.
OdpowiedzUsuńNastąpiła prosta kalkulacja.
Dzisiaj wiem dla kogo zarywam noce i to działa w obie strony.
Kiedyś miałam kolekcję kaktusów. W tym mieszkaniu co teraz jestem, dziwnym trafem wszystkie sukulentowate zdychają.
Bardzo, bardzo mi przykro, że Nowy Rok zaczął się dla Ciebie tak okropnie. Oby to były złe dobrego początki... Choć nasze przypadłości różnią się od siebie, to w jakimś stopniu jestem w stanie zrozumieć naturę twojego kryzysu.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o tą konkretną opiekę zdrowotną, z której i Ty i ja korzystamy - ona w tym kraju leży głęboko poniżej mętnego, zamulonego dna. Brakuje miejsc. Brakuje personelu. Biurokracja i normy, które należy wyrobić i nie wolno ich przekraczać sprawiają, że cały ten bajzel z dnia na dzień staje się coraz większym chaosem. I to jest w cholerę frustrujące, bo cierpią na tym ludzie, którzy i tak już się męczą.
Co do ludzi, którzy Cię zawiedli - otóż, natura tego rodzaju śmieci jest taka, że coraz częściej lubią wynosić się same ;D To jak zostałaś potraktowana musi cholernie boleć, więc absolutnie się nie dziwię że masz w sobie tyle żalu. Niestety, niektórzy nie potrafią docenić, jak wartościową osobę mają/mieli przy sobie. Ale to już ich strata, nie twoja.
Do mnie o każdej porze dnia i nocy dzwonić/pisać możesz (twój facet chyba jeszcze ma gdzieś tam w czeluściach telefonu mój numer jak by co) i mam nadzieję, że to wiesz. Jeśli akurat nie jestem na bloku operacyjnym, to w miarę możliwości zawsze odbiorę/odpiszę.
I całe szczęście, że masz przy sobie W. Trafiłaś na jednego z najlepszych ludzi, jakich kiedykolwiek znałam i tak po prostu, po ludzku cieszę się, że się tak świetnie dogadujecie i wspieracie.
Jak będziecie zmierzać w kierunku Łodzi i będziecie mieli ochotę wyskoczyć np. na smaczną kapuczinę o jedynej słusznej papieskiej godzinie, to daj znać! Tym razem nie powinnam wylądować w szpitalu wiadomym z przyczyn wiadomych.
Teraz, to najważniejsze, żebyś uzyskała chociaż względny spokój. Naprawa laptopa to kwestia drugorzędowa. Tym niemniej, dobrze, że masz sprzęt zastępczy i że jesteś z niego zadowolona.
W kwestii kawy, to jak ze wszystkim - co za dużo, to nie zdrowo. Ale nie chcę być hipokrytką, bo sama mocno przesadzam z jej ilością xD O żołędziowej nigdy nie słyszałam, ale jak spróbujesz, to daj proszę znać, jak wrażenia.
Kaktuch zacny. A nie boisz się, że któryś kot się ukłuje?
Pies wygląda wielce miźnie.
Dżizas, ale mi wyszedł biblijnej długości elaborat, sorki ziom XD
Dzięki za wsparcie, ziomuś. To dla mnie ważne, bo poza internetem nie mam go wiele. W. pewnie ma twój numer, zapytam go. :)
UsuńCo do tych znajomych - chuj im na ryj, tylko widzisz, jestem dość sfrustrowana... Chciałabym się od tego odizolować, żyć gdzie indziej pod innym nazwiskiem, mieć w miarę stateczne życie i lać na ludzi, dla których byłam tylko chustką do wysmarkania się kiedy było im źle. Chcę ich wyrzucić z mojego życia i mojej pamięci.
Ale póki co muszę siedzieć w mieszkaniu matki, spłacać długi i wkurwiać się na cały świat. Nie mamy pieniędzy na remont miejsca, z którym niby docelowo mielibyśmy zamieszkać - a chodzi o kwotę rzędu co najmniej 50k. :')
W Łodzi będziemy być może w lutym - głównie w powyższej sprawie.
Co do laptopa, to nie jest kwestia drugorzędna - potrzebuję tego sprzętu do życia, bo dzięki niemu mogę rysować i mogę pisać z ludźmi, którzy jeszcze są mi serdeczni. Nie umiem w życie, ziomek.
Koty nie wchodzą na parapet, a do naszego pokoju nie mają wstępu samopas. :)
Naturalna sprawa ;)
UsuńJeśli Cię to pocieszy i faktycznie chciałabyś to zrobić, to mogę powiedzieć, że z tego co wiem, zmiana nazwiska czy imienia na szczęście wydaje się być prostsza, niż kiedyś. Być może, zanim zaczniesz lać na tych ludzi - potrzebne będzie chociażby przepracowanie tego na terapii. I dopiero potem nadejdzie upragniona ulga. Chociaż, oczywiście najlepiej by było, gdyby ból, żal i frustracja mogły zniknąć szybko i na dobre 😔
Poziom twojego wkurwienia na ten moment, mogę sobie tylko wyobrażać. Z całego serca życzę wam, żeby ta sytuacja jak najszybciej uległa zmianie i żeby udało się skołować niezbędną kasę. Obyście w końcu mogli odetchnąć...
Ach, rozumiem. Mój błąd w myśleniu 😅Mam więc nadzieję, że uda się ogarnąć lapka jak najszybciej - dla twojego komfortu i spokoju. Czy umiesz w życie czy nie - jak najdalej mi do oceniania. Z mojego punktu widzenia, funkcjonujesz tak, aby rzeczywistość była dla Ciebie na tyle znośna, na ile się da.
Aaaaach, to zmienia postać rzeczy :D Moje szkodniki ostatnio rozsmakowały się w paprotkach 😶