Dzień był bardzo intensywny i padamy już trochę na ryj.
Faktem oczywistym jak to, że woda jest mokra jest, że nasza energia jest mocno limitowana. Marzył mi się dzisiaj spacer do ogrodu botanicznego w celu przetestowania nowego aparatu, ale niestety okazało się, że robota zawaliła nas po uszy.
Miś wyniósł całą resztę śmieci po wymianie drzwi, czyli szyby ze starych drzwi i rozczłonkowane ościeżnice (metalowe i drewniane), ja mu trochę pomogłam, ale niewiele, bo jak pisałam nie mogę dźwigać i jestem słabsza od muszki owocówki ze złamaną nogą.
Ale też starałam się zrobić coś pożytecznego. Przeniosłam wszystkie kwiatki z parapetu w naszym pokoju na inne okna, podlałam je, puściłam pranie, wyniosłam śmieci (papier i plastik). Potem pojechaliśmy z moją mamą na zakupy, bo trzeba było kupić paszę dla kitków (trochę mnie to mierzi, że moja mama karmi je na każde miauknięcie, podczas gdy one nie powinny już tyle jeść, bo są prawie dorosłe... no ale na razie siedzą z babcią) oraz kilka rzeczy do jedzenia. Byliśmy wszyscy zmęczeni, więc na obiad była pizza (hawajska).
Wieczorem wróciliśmy do domu i akurat wbił malarz, który nie będzie malować, żeby przynieść sobie zawczasu narzędzia. Ustaliliśmy, żeby jednak zaczął w poniedziałek, bo niestety nie wyrobiliśmy się z odsuwaniem mebli. Trzeba będzie jeszcze pościągać wszystkie książki z jednej z półek (trochę ich jest), no i matka musi się ustosunkować do kwestii zamówienia nowej szafy. Ona niestety ma duży sentyment do starych śmieci i nie znosi wydawać pieniędzy na cokolwiek, bo rzekomo nigdy ich nie ma (to pewnie przez jej zaburzenia lękowo-jakichśtam). Czasem jeszcze mnie to denerwuje (ta, byłam przez lata naznaczona parentyfikacją), a potem myślę sobie, że to jej życie i jej rzecz.
Sprawa z inbą z Miśną rodziną nie posunęła się do przodu - w sensie, Miś nie dzwoni póki co do rodziców, bo znowu powiedzieli mu kilka przykrych i niesprawiedliwych słów. Na ogół myślę, że to wszystko się uda i będzie ok, poradzimy sobie ze wszystkim, rodzina pomoże... a czasem nachodzi mnie takie zwątpienie... Staram się nie poddawać i myśleć pozytywnie. Prawo przyciągania, c'nie?
Na razie jest co robić w mieszkaniu mojej matki.
Jakoś się w końcu wygrzebiemy z tego bajzlu...
Czasem miewam lęki, czasem czuję się ok, ale teraz jestem po prostu zmęczona.
Znam ten ból, bałagan po wymianie drzwi jest okropny, część więc wymieniliśmy bez usuwania futryn, dało się.
OdpowiedzUsuńRemont potrafi zdołować, sama miałam chwile załamania , bo remont nie kończył się o czasie, a meble już przyjechały, nam kończył się urlop, ale powtarzaj sobie, ze zaraz będzie koniec i pięknie!
Torba z aparatem wygląda profesjonalnie!
Tak, uważaj na prawo przyciągania.
OdpowiedzUsuńJa też jestem dziś jak koń po westernie. Własnie zasiadłam z herbatą, okładem na kostce i odpoczywam.