poniedziałek, 16 grudnia 2024

Oh, Christmas lights, keep shining on

 Obudziłam się z zerową energią, bo pogoda też od kilku dni wyjątkowo nie sprzyja aktywności. Przynajmniej nie padało jak wczoraj (wróciłyśmy z mamą z Lidla cokolwiek przemoczone...). Mimo gnuśności i braku energii oraz chęci, trochę rano porysowałam. Pierwszy efekt możecie zobaczyć tutaj, jest to pasek komiksowy o toksycznych, seksistowskich typach nazywających siebie graczami. 

Reszta to dłubanie nad Secret Santa na moje Discordy, powoli sobie to kończę (mam jeszcze całe  7 dni!), ale nic nie mogę pokazać, bo to wszystko tajemnice i niespodzianki. :)

Druga połowa dnia była gorsza, bo do braku energii doszła jeszcze irytacja. Przyszedł listonosz i przyniósł dwie wiadomości, złą i dobrą. Zła jest taka, że muszę zapłacić 332 zł cła za laser do grawerki z Aliexpress... Niestety, ale spodziewałam się i takiej sytuacji i takiej kwoty, chociaż do końca miałam nadzieje i złudzenia. Oczywiście nie mam teraz takich pieniędzy, ale mam dwa tygodnie na odbiór przesyłki z lokalnego oddziału poczty... Co mnie jednak niemożebnie zdenerwowało - o tym, że mam zapłacić i ile złotych, dowiedziałam się dopiero kiedy listonosz z paczką stanął w moich drzwiach. Poczta Polska nie ogarnia konceptu poinformowania odbiorcy paczki, że trzeba za nią zapłacić (no chyba, że ktoś sam wie, że zamawiał coś za pobraniem).

A czemu w ogóle kupiłam tak drogą rzecz na Ali? Bo tego modelu lasera do tej konkretnej maszyny CNC nie ma nigdzie indziej, w żadnym polskim sklepie. 

Ale jaka jest ta dobra wiadomość? Dostałam też polecony z MOPR, że znowu przyznano mi zasiłek pielęgnacyjny. I fajne jest to, że dostanę nadpłatę za cztery zaległe miesiące. To nie jest duża kwota, ale już mi trochę pomaga i ratuje tyłek.

Drugą rzeczą, która mnie zirytowała, jest nasz znajomy... Mamy na sprzedaż laptop gamingowy i gość wykazywał zainteresowanie - ale jak dzisiaj do niego pisałam, to oczywiście tylko śmieszki i heheszki. Zaczęło mnie to wkurzać, bo jako schizofrenik bardzo szybko przestaję poznawać się na żartach... Stanęło na tym, że jak będzie na dniach w pracy to możemy przyjechać i "potargować się". Jakie kur.... potargować się, jak i tak chcemy mu sprzedać ten laptop po niższej cenie, niż jest na OLX czy Allegro...? I weź się zastanawiaj, czy typ chce go kupić, czy robi sobie jaja, czy wypił jednego Harnasia za dużo i miał hUmOrEk czy co... Właśnie dlatego tak denerwują mnie tzw. zdrowi ludzie, bo wszystko mają za śmieszki i błahostki. Normalnie żyją, funkcjonują i pracują, a tym samym normalnie zarabiają i normalnie gospodarują tym, co zarobią. W dupie byli i gówno widzieli, nie mają pojęcia jak to jest nie mieć siły wstać z łóżka, zjeść, umyć się, wyjść z domu... Syty głodnego nie zrozumie, nigdy. 

Puściłam też wici wśród znajomych, ale powszechnie wiadomo, że nikt nie przekazuje dalej takich wiadomości dalej, bo albo po prostu nie pamięta, albo ma to w dupie. 

Ponieważ nie podoba mi się takie lekceważące podejście naszego znajomego, laptop dzisiaj zostanie wystawiony na OLX. 

Teraz trzeba będzie "tylko" uzbroić w dużą dozę cierpliwości do kretynów z tego portalu, którzy piszą i czytają tak, że teoretycznie nie mieli prawa skończyć trzeciej klasy podstawówki, a wychowali się chyba z krowami w oborze... No ale pieniądze nie rosną na krzakach... 

No ale ok, chciałam napisać też o czymś przyjemniejszym... 

Choinki jeszcze u nas nie ma, bo... nikt nie wie gdzie jest. xD Najprawdopodobniej przy porządkach na początku roku została wyniesiona do mieszkania po babci. Tia, mamy tam swoisty magazyn przeróżnych rzeczy. xd Mieliśmy tam dzisiaj jechać i jej poszukać, ale już nam się nie chciało. Może jutro się uda. Miałam też dokończyć sprzątanie, ale też mi się nie chciało. 

Ale poza tym mamy już sporo dekoracji. :) Ta, jestem ateistką, która uwielbia światełka, Mikołaje i gwiazdki. Święta nie mają dla mnie żadnego religijnego wydźwięku - jedynie komercyjny i dekoracyjny, niczym w reklamie Coca-Coli. Są dekoracje, jest jedzenie inne niż przez resztę roku, jak mogę miło spędzić czas - no to spędzę. :)

Mamy już lampki na balkonie, które kurde mogą robić wrażenie... :D Podczas próby instalacji lampek w naszym pokoju niestety okazało się, że girlanda z gwiazdkami, którą kupiłam dwa lata temu, zepsuła się i świeci tylko połowa. No ale tak to jest, chiński crap, więc czego człowiek się spodziewa. Ale nie ma tego złego - mieliśmy zapasową girlandę, która docelowo miała wisieć gdzie indziej i okazała się idealna na nasze okno. Girlanda składa się ze zwisających, białych światełek. Była zawsze wieszana na oknie w pierwszym pokoju w mieszkaniu babci i babcia ją uwielbiała - więc tym milej jest ją mieć w pokoju. 

Do tego mamy pełno pomniejszych dekoracji. Miś umył wielkie okno w pierwszym pokoju i zawiesił lampki-pająki, które mama kupiła dlatego, że zdawały się być koto-odporne. I faktycznie są, bo wiszą tak wysoko, że żadne kitku do nich nie doskoczy z parapetu. :) Mama wystawiła różne figurki i nawet dało radę zrobić mały stroik. Zostało ubranie choinki oraz - to robota dla mnie - przetarcie naszej szafki, na której stoi telewizor i konsole, bo chciałam tam postawić naszą fikuśną szklaną choinkę.











Co poza tym...?

Jutro mam wizytę u psychiatry. Oczywiście czuję się teraz dobrze, więc nie wiem czy pytać go o jakieś zmiany w lekach... Może to wszystko było tylko stresem związanym z operacją przepukliny...? Wiem natomiast, że będzie pytać o aktywność fizyczną, a ja nie mam mu nic ani nowego, ani mądrego do powiedzenia w tej kwestii. xd

Myślałam, czy w styczniu nie iść na dzienny - ale nie z potrzeby serca, tylko żeby ładnie wyglądało w papierach do ZUSu... Ale kompletnie nie mam na to ochoty, a użeranie się z ludźmi - niestety często mniej lub bardziej odklejonymi - raczej mi nie pomoże. A jestem bardzo drażliwa i bywam agresywna, także może lepiej nie, o ile nie chcę wyfrunąć dyscyplinarnie. XD

Nie wiem czy to prawda, czy tylko efekt placebo, ale odkąd biorę takie wielkie kapsuły z najróżniejszymi kwasami omega i innymi dodatkami (kupiłam taki wielki słój za całe 130 zł), czuję się lepiej i psychicznie i fizycznie. 

Do teściów natomiast raczej pojedziemy, mniej więcej po 8 stycznia, tylko po tym co ostatnio odjebała Miśna cioteczka (mająca hmm... pewne problemy ze zdrowiem), kilka spraw stanęło pod znakiem zapytania... Może terapeutka jakoś pomoże to ogarnąć, o ile wróciła już z L4. Na razie skupiam się na przygotowaniach do świąt. 

A, z urzędowych spraw, złożyłam też wniosek o decyzję wojewódzkiego zespołu ds. orzekania o niepełnosprawności, żeby móc starać się o świadczenie wspierające z ZUSu. W sensie... Najpierw myślałam, że kompletnie nie mam na to szansy. Ale potem uświadomiłam sobie, że ja wcale tak fajnie nie funkcjonuję i gdyby nie fakt, że nie mieszkam sama - a Miś jest mi bardzo bliski, a z mamą mam ostatnio dużo lepsze relacje - to pewnie wolałabym się zabić, bo na wuj byłaby mi taka wegetacja, bez nich... Taka jest prawda, no. I tak, przez wiele lat mówiłam, że nie będę starać się o rentę socjalną, bo jestem "zbyt zdrowa". A jak już złożyłam papiery, byłam święcie przekonana, że czeka mnie kilka długich miesięcy batalii w sądzie... Otóż nie. Całkowita niezdolność do pracy od razu, po pierwszej komisji. 

Także - nic nie zakładam, czekam. Jak się uda - fajnie, nie uda się - no to się nie uda. 

Last but not least - w Stalkera 2 wciąż nie da się grać. xD Wczoraj przekonał się o tym Miś, który próbował walczyć z czymś na kształt bossa, ale gra dostała potężnej ściny i wszystko się zesrało. :') Nie wiem, czy ta gra stanie się grywalna choćby w ciągu najbliższych dwóch, trzech miesięcy... Nie mam jakiegoś bólu dupy czy pretensji do twórców, bo mieli sporo rozmaitych problemów od małych pierdół po wojnę (tia, to studio z Ukrainy). Więc póki co będę grać w drugiego ze starych Stalkerów, czyli Czyste Niebo - tak, nigdy go nie ukończyłam, raz z powodu bugów, a drugi raz z powodu lenistwa. :P

No i tyle. Kiedyś człowiek miał dwie gry i zawsze było w co grać, teraz na launcherach mam setki gier i nie mogę nic wybrać. Tak to jest w tym pierwszym świecie. :)

2 komentarze:

  1. Takich róznych światełek tez mam sporo, zawsze milej w te pochmurne dni.
    Mąż próbował cos sprzedać , ale gość zadawał miliony pytań, chciał zdjęcia itd. w końcu zamilkł, a mąż wycofał ofertę, może facet chciał za pół darmo?
    Dodatkowa kasa zawsze się przyda, choćby na witaminki itp. które też tanie nie są.
    Ja zaczęłam pogrywać w mahjonga, bo za wcześnie bywam senna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba mieć końskie zdrowie, żeby sprzedawać w sieci - na każdym kroku jak nie oszuści, to zwykli idioci, którzy nie potrafią przeczytać ze zrozumieniem dwóch zdań... :(

      Usuń