Ostatnie dni były fatalne, znowu stoczyłam wojnę nuklearną z moją matką i dzisiaj przez większość dnia byłam z tego powodu bez sił. Nie będę tutaj pisać szczegółów ani nakreślać sytuacji, po prostu relacje moje z moją rodziną generacyjną, a szczególnie matką, nie są teraz ani łatwe, ani dobre.
Jeśli relacja moja i mojej matki ma się kiedykolwiek polepszyć czy nawet uratować, MUSZĘ się stąd wyprowadzić. Na szczęście wieści od teściów są pomyślne. Ogarnęli swój palący problem z pewną nieodpowiedzialną osobą, która narobiła kaszany i myślę, że za niecałe dwa tygodnie ruszymy za naszymi sprawami. :)
W mieszkaniu mamy trwa remont, ale najgorsze za nami. Zostało położenie paneli i pomalowanie ścian. Temat póki co zmierza ku końcowi - stanęło na jednym pokoju. W sumie są: nowa instalacja elektryczna, nowe drzwi wewnętrzne i ościeżnice, całkowity remont średniego pokoju (tego, w którym się gnieździmy). Wydaje się, że to mało (bo są jeszcze dwa pokoje, kuchnia, łazienka i malutki przedpokój), ale poszło na to tyle pieniędzy, że głowa mała. Takie są efekty zapuszczenia mieszkania przez 20 lat. Mama jest trochę sama sobie winna, ale trochę nie, bo to wszystko jest skomplikowane.
Mój humor poprawia myślenie o naszym przyszłym miejscu. Obgadujemy różne rozwiązania techniczne, zastanawiamy się jakie prace trzeba będzie wykonać, myślimy nad meblami, nad osiatkowaniem balkonów (bo kitki).
A potem myślę o czekającej mnie w listopadzie operacji przepukliny okołopępkowej i dostaję lęków... Hydro znowu idzie w ruch i tak w kółko.
Jutro mamy jechać z moją matką do Obi, żeby pooglądała panele podłogowe i dostępne kolory farb. Trochę mi się nie chce, ale powiedziałam jej, że możemy ją wziąć, no to weźmiemy. Trochę mam dość tego chaosu i kilku innych rzeczy.
No i znowu miałam rozkminy o internetach... Nie usunę FB. Bo FB to nie tylko trolle, hejt, wyzwiska, chamstwo, spam i scam. Za pomocą FB można również czynić dobro. Zaangażowałam się w bazarek charytatywny dla pani, która ma pod opieką mnóstwo kotków, ale nie ma fundacji - jakkolwiek trzeba tę trzódkę leczyć i wykarmić. Co jakiś czas podsyłałam jej jakąś karmę, żwirek czy coś, a teraz wystawiam różne fakty na bazarku. Z okazji porządków po remoncie i perspektywy przeprowadzki pewnie wpadnie ich więcej.
Poza tym bez zmian będę sobie publikować rysunki i inny kontent na pejach. Prywatne konto na Insta bardzo zawęziłam, konto ze zdjęciami zostaje jak było. Forum Schizotypowo ładnie się rozwija i cieszę się, że ludzie tam piszą. Inne tak sobie, ale jakiś ruch jednak jest, co do trzeciego zobaczymy czy będzie się opłacało odnowić domenę. Jeszcze jest czas na takie plany i rozmyślania.
Odkąd ogarnęłam i zrozumiałam, że moja potrzeba bycia zauważonym i docenionym to "tylko" pokłosie mojej traumy z dzieciństwa, a nie braku talentu czy bycia zjebem, jest mi dużo łatwiej. Nabrałam dystansu do wielu spraw. Rysuję już tylko dla przyjemności i własnej satysfakcji. Po prostu, co chcę, jak chcę, tak jak mam ochotę, tak jak lubię. A jak ktoś skrytykuje? Subtelnie pokażę mu gdzie są drzwi. Moje życie, moje zasady.
Prawdopodobnie pousuwam też osobne strony z komiksami i wrzucę to wszystko po prostu do odpowiednich kategorii na moim głównym blogu. Czy ktoś poza ludźmi z Discorda będzie to czytać? Nie wiem i w sumie to nie ma znaczenia. Za dużo mam tych pierdołek, porozsypywanych tu i tam. Trochę mi się nie chce. I czuję coraz silniejszą potrzebę izolacji. Postępuje bardzo powoli, ale też wyraźnie ją czuję. Z chęcią pożegnam ten kurwidołek, w którym przez 38 lat spotkało mnie niewiele miłych rzeczy, za to całe mnóstwo bardzo złych. I z chęcią pożegnam się z ludźmi, którzy zadawali się ze mną tylko dlatego, że wyświadczałam im darmowe przysługi albo że akurat im się nudziło. A już z największą chęcią zmienię nazwisko ojca na nazwisko Misia.
Jedyne co, to chciałabym bardziej skupić się na czytaniu i graniu, bo to akurat idzie mi wyjątkowo słabo. No i jest też plan na siłownię, ale to dopiero po przeprowadzce - raz, że finanse, a dwa, muszę się przecież zregenerować po operacji.
Kupiłam sobie wczoraj w Housie bluzę i plecak, bo były przecenione. Mój facet, który jest zbyt ogromnym Niedźwiedziem żeby móc kupować ubrania w sieciówkach, dostał za to skarpetki (Halloweenowe i ze Sponge Boba :)). W planach jest wypad do Ikei, ale to chyba dopiero jak wrócimy od teściów, bo nie chcę przed rentą wydawać zbyt dużo pieniędzy.
A my... Czekamy. Teraz ten fragmencik pewnego mało znanego wiersza nabiera dla mnie zupełnie nowego znaczenia.
To wcale nie mało, my ledwo przetrwaliśmy remont dużego pokoju, masakra!
OdpowiedzUsuńJeśli wasze sprawy idą ku lepszemu, to tego się trzymaj, nie myśl o negatywach! Wiem, łatwo doradzać...
Gdzieś znalazłam taki cytat: to, że cię nie doceniają, nie znaczy, że nie masz talentu, po prostu inni się na nim nie poznali.
Nawet drobne zakupy czasami ucieszą, to taki świeży powiew :-)