poniedziałek, 28 października 2024

Nigdy dość...

Notka miała być zupełnie inna, ale niestety wyszedł mi mocno osobisty esej, a postanowiłam sobie, że już nie będę się uzewnętrzniać w publicznych miejscach w necie. 

Zresztą ile do wuja pana można to wałkować...

Wnioski z ostatnich dni mam dwa. 

Pierwszy - czemu dziwię się, że mój mózg to zgniła gąbka, skoro przez mnóstwo czasu zajmuję się głupotami, szczególnie social mediami? O forach tak nie napiszę, bo pisanie i czytanie mojego forum Schizotypowo jest dla mnie pomocne i konstruktywne. Mam tam fajnych ziomków "z branży", to są ludzie, którzy przeżywali i przeżywają to co ja, mają tę samą diagnozę, podobne problemy, cieszę się, że mogę dawać im takie miejsce gdzie mogą w spokoju i bezpiecznie pisać o tym co się dzieje w ich głowach. Że stworzyłam przyjazne miejsce, do którego ludzie chcą wracać. 

Ale Facebook i te inne pierdy? Szukam "miłości" matki i ojca na FB, na Instagramie, na forach, na blogach, ale tam jej nie znajdę, bo po prostu jej nie ma w tych miejscach. Od głównych zainteresowanych też już jej nie dostanę - ojciec nie żyje, a moja mama nie umie w dojrzałą miłość do dojrzałej córki. Muszę się z tym pogodzić, wybaczyć i pójść swoją drogą. Samotna, zaszczuta i opluta mała dziewczynka wewnątrz mnie niestety ciągle jeszcze płacze, a ja nadal nie umiem ukoić jej bólu...

Mam ukochanego, jesteśmy razem już 3,5 roku, to bardzo dużo mi daje, ale jeszcze minie sporo czasu, zanim nasz związek naprawi 35 lat bagna.

Powinnam więcej rysować i grać, a nie szukać szczęścia w morzu gówna.

A drugi wniosek...

Dzięki rozmowom z moją przyjaciółką w końcu zrozumiałam, że mówienie i tłumaczenie pewnym osobom - rodzinie i znajomym - zawiłości swojej choroby, przeżyć starszych i nowszych i uczuć jest totalnie bezcelowe i bezsensowne. Żaden człowiek, który sam przez to nie przeszedł nigdy nie zrozumie, co to znaczy kiedy przez 30+ lat twój układ nerwowy funkcjonuje w trybie przetrwania. Tak samo jak ja nie zrozumiem nigdy jak to jest być, nie wiem, himalaistą czy wodzem plemienia rdzennej ludności Ameryki Północnej. No i tyle. 

Więc próżno tłumaczyć, próżno gadać, złościć się, kląć, produkować, smucić się. Oni i tak gówno zrozumieją, bo znają tylko swoje wąskie szufladki i proste osądy, typu lenistwo, rozpieszczenie, złe wychowanie, chamstwo, zadufanie w sobie, niewdzięczność itp. No i tyle.  

Pies ich wszystkich trącał. Trzeba się skupić na tym, co dobre i ważne - na tworzeniu, na graniu, na książkach. Chociaż to czasem jeszcze boli, że nikt nawet nie próbuje cię zrozumieć, za to miewa zastrzeżenia i opinie. Ale niedługo nauczę się stawiać im granice bez wyjeżdżania czołgiem na miasto w celu zabicia muchy (upierdliwej, ale tylko muchy).

No i co jeszcze... Na razie drukarka i frezarka stoją, bo musi przyjechać nowy filament (ma być jutro w paczkomacie). Miś zamówił wczoraj dwie rolki z Rosa 3D, one pozwolą wydrukować kilka modyfikacji do drukarki no i będziemy lecieć dalej. Niestety brak pieniędzy na filament (i nie tylko) to dla nas spory problem... Tak czy owak, jestem dumna z Misia, że tak zajebiście ogarnął frezarkę i jej oprogramowanie i nie poddał się. Dzisiaj wymienił żarówki w aucie, i też działał ile trzeba. Zrobił wszystko bardzo dobrze, bez nerwów i spadku nastroju. :) Bardzo się cieszę, że on wygrywa ze swoją chorobą i idzie mu to mniej boleśnie, niż mi. To pozwala mi wierzyć, że najlepsze jest przed nami. :) Że jeszcze będzie na ten czynsz, whisky i ananasy. :)

A tymczasem zapraszam na mojego bloga po liczny kontent w postaci rysunków, fotek i opisów książek oraz na fotobloga, gdzie wrzucam zdjęcia nowsze i starsze mocno regularnie. :)

To tyle na dziś. :) Fotki dla atencji:






poniedziałek, 21 października 2024

No bo jesteśmy w tym razem

 Ostatni czas był ciężki. Nie będę wdawać się w szczegóły, ale trochę już mi opadają ręce na to wszystko. Remont naszego pokoju wreszcie się zakończył, więc przez ostatnie trzy dni zapieprzaliśmy jak małe motorki i sprzątaliśmy i robiliśmy inne rzeczy. Miś przywiesił pięć półek i tablicę na różny stuff taką z Ikei, ja poukładałam kwiatki na parapecie i na półkach, puściliśmy setki prań, przesuwaliśmy meble, podłączyliśmy telewizor i konsole... A i tak jest jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. 

Jutro znowu wbije malarz, ale już na spokojnie - zaklei dziury przy futrynie w pokoju mojej mamy (wcześniej nie było tam dostępu) i zdrapie ten ohydny kilkuletni zaciek po zalaniu. Myślę, że nie zajmie mu to dużo czasu (3 h?), bo gość jest sumienny i pracuje bardzo szybko i wydajnie. Może w końcu będzie motywacja, żeby posprzątać ten burdel do końca... 

Poczyniliśmy pewne inwestycje. Z pieniędzmi jest krucho, ale swoją ostatnią zdolność kredytową i ostatnie możliwości finansowe poświęciłam na dwie rzeczy: frezarkę CNC oraz drukarkę 3D, ale już nie takie biedactwo jak nasz stary Ender, tylko bardziej zaawansowany, wydajny i sprawny model. 

Obie maszyny mają spore możliwości, mamy w planach robić jakieś rzeczy na zamówienie itp., może coś się z tego sprzeda. Ale podchodzimy do tematu na spokojnie i na luzie.

Jednocześnie zapraszam na nasze socjale:

Facebook + Instagram

Myślę też nad założeniem TikToka w celach promocyjnych, ale - delikatnie mówiąc - nie przepadam za tym medium. 

Na razie to wszystko ogarniamy. Jako, że kończy się październik, mamy pewne pomysły, na przykład na drukowanie jakichś ozdób świątecznych. 

Przy zamawianiu drukarki 3D oczywiście nie obyło się bez kwasu. Kurier z DPD zadzwonił spod klatki i zapytał, czy zejdę na dół po paczkę. Powiedziałam mu, że nie ma takiej możliwości. Więc łaskawie wniósł mi 13 kg paczkę na drugie piętro, ale był z tego faktu bardzo niezadowolony i oświadczył mi, że transport i wniesienie to osobne usługi (coś nowego!) i powinnam mu zapłacić 50 zł. xD Zasugerowałam mu zmianę pracy i oczywiście poszła skarga (bo to drugi raz w wykonaniu tego samego typa). Nie wiem, może koleś ma beef z szefostwem i robi wszystko, żeby zostać zwolnionym... Jest na dobrej drodze. A ja mam kolejną - obok Poczty Polskiej - firmę której będę unikać jak ognia. 

Podoba mi się natomiast strona, w którą poszłam - już nie boję się ludzi i tego typu interakcji. Zachowałam się asertywnie, a nawet lekko agresywnie (ta, mam z tym ciągle problem), zamiast uciec z płaczem i przez kolejny miesiąc czuć się jak guano. Jeśli nie lubisz nosić paczek, to nie zatrudniaj się jako kurier - czego nie rozumiesz...?

Anyway. 

Miś już ogląda różne modele i projekty i się jara, a ja jestem uradowana, że widzę go w końcu zaangażowanego i pełnego energii. :)

Kilka fotek:

Moje stanowisko po remoncie :)


Drukarka: 






Herezja!!! :)


piątek, 11 października 2024

palę mosty, zrobię pęgę

 Ostatnio było słabo. Nie wiemy na czym stoimy i trzeba się dowiedzieć. Czy pewne ważne osoby zechcą nam pomóc, czy może zostaniemy na lodzie...? Okaże się. 

Wiem, że nie ma sytuacji bez wyjścia, zawsze jest rozwiązanie, zawsze znajdzie się pomysł. 

Póki co dałam sobie spokój z Inktoberem, po prostu zamiast chęci do zabawy zaczęłam czuć presję. A co to za radość, rysować pod presją i wręcz przymusem...? Zwłaszcza, że i na co dzień nie brakuje mi pomysłów... za to weny i chęci - owszem. 

Widocznie nie jestem jeszcze odpowiednio zregenerowana psychicznie. A może po prostu wszystko się zmieniło i tyle, a ja znajdę przyjemność w czymś innym. 

Tymczasem remont trwa, jutro malarz nie przyjdzie, bo ściany jeszcze nie zdążyły wyschnąć no i bez sensu, żeby się fatygował. Ma przyjść w niedzielę. Mam nadzieję, że wyrobi się do tej środy, bo już mamy potąd tego chaosu i burdelu. Zostało malowanie ścian, założenie paneli (dzisiaj przywiózł je kierowca z Obi) i jeszcze kilka drobiazgów. Chciałabym, żeby kotki i psica wróciły już do domu... 

Chciałam jeszcze pojechać do Ikei po półki i kilka rzeczy, ale nie wiem jak to wyjdzie finansowo i wszystko wskazuje na to, że póki co będzie dupa a nie zakupy. 

Dzisiaj przyszedł polecony, że komisję w sprawie nowego orzeczenia o niepełnosprawności będę mieć dopiero 29 listopada. Zdenerwowało mnie to, bo - mimo że orzeczenia wydane w pandemii są ważne pół roku dłużej - prawo do zasiłku pielęgnacyjnego wygasa no i będę bez niego do plus minus stycznia. Nie są to jakieś wielkie pieniądze, ale zawsze coś. Urząd tak odległy termin uzasadnił tym, że nie mają pod ręką żadnego psychiatry do komisji (bo to nie ZUS i się starają, trochę mnie to bawi), ale mam możliwość odwołania się. I zamierzam z niej skorzystać, bo 20 listopada idę przecież na operację przepukliny. Oczywiście przepuklina to maksymalnie trzy dni w szpitalu, ale też nie wiem jak się będę czuła itp. 

Z lepszych newsów, które napawają mnie optymizmem: kupiliśmy takie coś. Ja za bardzo nawet nie wiem czy można to nazwać jakimś jednym słowem :), ale mój Miś od dawna ma na to fazę i trochę pomysłów. To nie koniec inwestycji - kiedy odzyskam zdolność kredytową, kupimy drukarkę 3D Bambu Lab P1S Combo. Do drobnicy zostanie nasz stary Ender. 

Tym razem podchodzimy do tematu na spokojnie. Nie goni nas ZUS ani urząd skarbowy. Jeśli jakiś debil napisze nam coś niemiłego na socjalach, bez konsekwencji można go zablokować, bo nie jesteśmy firmą i możemy mieć wywalone. Może uda się cokolwiek wypromować. Zawsze cichutko siedziałam w kąciku, bo bałam się cudzej opinii i krytyki. Bałam się promować własną twórczość i to co robię i lubię. Byłam klaunem całe życie, przy Tobie zostałam lwicą, parafrazując mojego ulubionego rapera. A lwica ma pazury i kły i potrafi ich użyć.  

No i jeszcze na koniec pochwalę się (albo i nie), że ostatnio nawet trochę czytałam, ale marnie mi szło i znowu nie mam na to ochoty (a książka super). Nie wiem, nie wchodzą mi książki i nie wiem czego to wina. Regresu, zmęczenia, bycia zestresowanym, ciągłych somatów, lęków, niepokoju, neuroleptyków, choroby, nie wiem. 

Na pewno jestem przebodźcowana internetowym szitem. Ale na życie w cyfrowej ascezie jeszcze przyjdzie czas. 

Kupiłam sobie też Planescape Torment & Icewind Dale Enhanced Edition na Switcha i wyszło, że zapomniałam jak gra się w gry tego typu. XD Chyba będę musiała obejrzeć to i owo na YT... Ta, w czasach jak takie gry były na topie, to najpierw o własnym komputerze mogłam sobie co najwyżej pomarzyć, a potem twierdziłam, że nie umiem grać w nic poza FPSami. :') Ale nie obwiniam się już i mam dla małej/młodszej siebie dużo empatii. To poradziła mi terapeutka, spojrzeć na tę odrzuconą, samotną małą dziewczynkę i przytulić ją. 

Teraz ta dziewczynka jest już dojrzałą kobietą, ma kogoś, dzięki komu nie czuje się odrzucona ani samotna, ma też własne pieniądze i może kupić sobie grę jaką tylko zechce na platformę jaka tylko jej się zamarzy. Nie jest zdana na łaskę i niełaskę ludzi, którzy albo mieli ją w d... albo ostentacyjnie okazywali jej pogardę. Tak, okazywali pogardę małemu dziecku, którego jedyną winą było to, że urodziło i wychowało się w dysfunkcyjnej rodzinie. Rodzina, grono pedagogiczne, wychowawcy, opiekunowie, ksiądz wikary... Chociaż ksiądz wikary ma u mnie dług wdzięczności - bo to właśnie on zasiał ziarno, z którego wykiełkował potężny ateistyczny baobab. 

Jakkolwiek by nie było - przeszliśmy z Misiem, oboje, przez takie gówna i syfy, że hej. Byliśmy sami, samotni, bez pomocy, bez wsparcia. Przetrwaliśmy. Teraz jesteśmy dorośli, jest Doktorek, jest terapeutka, są leki, są instytucje. Czasami jeszcze troszkę zdarza nam się w to wątpić, ale prawda jest taka, że razem jesteśmy po prostu kurewsko silni. :)

ps. zapraszam na mojego głównego bloga oraz do archiwum fotek :)

piątek, 4 października 2024

Sunrise, sunset...

 Ostatnie dni były fatalne, znowu stoczyłam wojnę nuklearną z moją matką i dzisiaj przez większość dnia byłam z tego powodu bez sił. Nie będę tutaj pisać szczegółów ani nakreślać sytuacji, po prostu relacje moje z moją rodziną generacyjną, a szczególnie matką, nie są teraz ani łatwe, ani dobre.

Jeśli relacja moja i mojej matki ma się kiedykolwiek polepszyć czy nawet uratować, MUSZĘ się stąd wyprowadzić. Na szczęście wieści od teściów są pomyślne. Ogarnęli swój palący problem z pewną nieodpowiedzialną osobą, która narobiła kaszany i myślę, że za niecałe dwa tygodnie ruszymy za naszymi sprawami. :) 

W mieszkaniu mamy trwa remont, ale najgorsze za nami. Zostało położenie paneli i pomalowanie ścian. Temat póki co zmierza ku końcowi - stanęło na jednym pokoju. W sumie są: nowa instalacja elektryczna, nowe drzwi wewnętrzne i ościeżnice, całkowity remont średniego pokoju (tego, w którym się gnieździmy). Wydaje się, że to mało (bo są jeszcze dwa pokoje, kuchnia, łazienka i malutki przedpokój), ale poszło na to tyle pieniędzy, że głowa mała. Takie są efekty zapuszczenia mieszkania przez 20 lat. Mama jest trochę sama sobie winna, ale trochę nie, bo to wszystko jest skomplikowane. 

Mój humor poprawia myślenie o naszym przyszłym miejscu. Obgadujemy różne rozwiązania techniczne, zastanawiamy się jakie prace trzeba będzie wykonać, myślimy nad meblami, nad osiatkowaniem balkonów (bo kitki).

A potem myślę o czekającej mnie w listopadzie operacji przepukliny okołopępkowej i dostaję lęków... Hydro znowu idzie w ruch i tak w kółko. 

Jutro mamy jechać z moją matką do Obi, żeby pooglądała panele podłogowe i dostępne kolory farb. Trochę mi się nie chce, ale powiedziałam jej, że możemy ją wziąć, no to weźmiemy. Trochę mam dość tego chaosu i kilku innych rzeczy. 

No i znowu miałam rozkminy o internetach... Nie usunę FB. Bo FB to nie tylko trolle, hejt, wyzwiska, chamstwo, spam i scam. Za pomocą FB można również czynić dobro. Zaangażowałam się w bazarek charytatywny dla pani, która ma pod opieką mnóstwo kotków, ale nie ma fundacji - jakkolwiek trzeba tę trzódkę leczyć i wykarmić. Co jakiś czas podsyłałam jej jakąś karmę, żwirek czy coś, a teraz wystawiam różne fakty na bazarku. Z okazji porządków po remoncie i perspektywy przeprowadzki pewnie wpadnie ich więcej. 

Poza tym bez zmian będę sobie publikować rysunki i inny kontent na pejach. Prywatne konto na Insta bardzo zawęziłam, konto ze zdjęciami zostaje jak było. Forum Schizotypowo ładnie się rozwija i cieszę się, że ludzie tam piszą. Inne tak sobie, ale jakiś ruch jednak jest, co do trzeciego zobaczymy czy będzie się opłacało odnowić domenę. Jeszcze jest czas na takie plany i rozmyślania. 

Odkąd ogarnęłam i zrozumiałam, że moja potrzeba bycia zauważonym i docenionym to "tylko" pokłosie mojej traumy z dzieciństwa, a nie braku talentu czy bycia zjebem, jest mi dużo łatwiej. Nabrałam dystansu do wielu spraw. Rysuję już tylko dla przyjemności i własnej satysfakcji. Po prostu, co chcę, jak chcę, tak jak mam ochotę, tak jak lubię. A jak ktoś skrytykuje? Subtelnie pokażę mu gdzie są drzwi. Moje życie, moje zasady. 

Prawdopodobnie pousuwam też osobne strony z komiksami i wrzucę to wszystko po prostu do odpowiednich kategorii na moim głównym blogu. Czy ktoś poza ludźmi z Discorda będzie to czytać? Nie wiem i w sumie to nie ma znaczenia. Za dużo mam tych pierdołek, porozsypywanych tu i tam. Trochę mi się nie chce. I czuję coraz silniejszą potrzebę izolacji. Postępuje bardzo powoli, ale też wyraźnie ją czuję. Z chęcią pożegnam ten kurwidołek, w którym przez 38 lat spotkało mnie niewiele miłych rzeczy, za to całe mnóstwo bardzo złych. I z chęcią pożegnam się z ludźmi, którzy zadawali się ze mną tylko dlatego, że wyświadczałam im darmowe przysługi albo że akurat im się nudziło. A już z największą chęcią zmienię nazwisko ojca na nazwisko Misia. 

Jedyne co, to chciałabym bardziej skupić się na czytaniu i graniu, bo to akurat idzie mi wyjątkowo słabo. No i jest też plan na siłownię, ale to dopiero po przeprowadzce - raz, że finanse, a dwa, muszę się przecież zregenerować po operacji.

Kupiłam sobie wczoraj w Housie bluzę i plecak, bo były przecenione. Mój facet, który jest zbyt ogromnym Niedźwiedziem żeby móc kupować ubrania w sieciówkach, dostał za to skarpetki (Halloweenowe i ze Sponge Boba :)). W planach jest wypad do Ikei, ale to chyba dopiero jak wrócimy od teściów, bo nie chcę przed rentą wydawać zbyt dużo pieniędzy. 

A my... Czekamy. Teraz ten fragmencik pewnego mało znanego wiersza nabiera dla mnie zupełnie nowego znaczenia.