Miałam zacząć ten blog optymistycznym wpisem, ale dzisiaj się kur*a nie da. Dzień był naprawdę słaby.
Ostatnio ciężko mi znaleźć spokój i równowagę, mnóstwo rzeczy mnie denerwuje, a nawet doprowadza do furii. Czuję silne emocje, nieadekwatne do sytuacji i nie zawsze nad nimi panuję. Ale to podobno proces - tak twierdzi terapeutka, do której swoją drogą zapomniałam napisać czy wróciła już z urlopu.
Dzisiaj wychodziłam z siebie kilka razy, albo naprzemiennie coś mnie dołowało.
Na koniec w ramach podsumowania tego gównianego dnia oczywiście dostałam somatów. Mam zawsze dwie opcje do wyboru: albo ból brzucha, albo nerwoból w barku i łopatce... Tym razem przypadł mi ból brzucha, na szczęście No-Spa i Hydroksyzyna dały radę.
Chciałoby się teraz wrzucić tu jakąś mądrość rodem ze szkolnej toalety z lat 90 typu "życie jest jak papier toaletowy"... Ale była też druga, że nawet ten papier toaletowy wie, że trzeba się rozwijać.
Jakby tego wku*wu było dziś mało, zepsułam moje forum psychiatryczne (to prywatne). Konkretnie, chyba, bazę danych - cokolwiek zrobiłam, nie mam siły ani ochoty się z tym użerać. I w sumie dobrze się stało, bo jedna osoba tam wcześniej dość mocno mnie zdenerwowała. Wiem, że nie zrobiła tego celowo ani tym bardziej złośliwie, ale jednak mnie to ubodło. No cóż, może dla starej ekipy śp. pan admin był fajny i miły - bo to nie ich wyzywał w psychozie publicznie od najgorszych i oskarżał o niestworzone rzeczy... Przypomniałam sobie to wszystko, a zwłaszcza fakt, że jego obelgi były wyłącznie wynikiem psychozy, bo ja mu nic złego nie zrobiłam. Miałam przez typa cały tydzień wyjęty z życiorysu, a moje stany lękowe sięgnęły Himalajów (znał wszystkie moje dane i adres). A typek, którego przed nim broniłam też okazał się później kawałem buca. Działo się, niestety... Czasami internet to naprawdę serious business.
No i starasz się, robisz coś, a tu komuś nie pasuje, bo "było lepiej"...
W końcu podjęłam jakąś decyzję. Bo brakuje mi takiego miejsca jak to stare forum w czasach sprzed upadku... No i proszę: k l i k Nie wiem, czy ktoś ze starej ekipy tam wbije, czy może się na mnie obrażą, że ciągle coś mieszkam i zmieniam... Przyzwyczaiłam się, że co chwila ktoś się na mnie obraża i pewnie za moment nie będę mieć nawet znajomych z internetu. To wszystko też jest skutkiem tego, że przed 35 lat swojego życia funkcjonowałam w totalnym chaosie. I chociaż moje życie zmieniło się na dużo lepsze, to jednak 3 lata to wciąż za krótko...
W ogóle po co mi ten blog? Założyłam, żeby pisać tu krótko o drobnicy związanej z moją chorobą, ale bez uzewnętrzniania się i dramatyzowania.
Tak sobie tu czasem coś niezobowiązująco napiszę. :)
To może czasem warto wylogować się z internetu? I .... pójść na przykład do lasu? 😉 Pozdrawiam Cię ciepło!
OdpowiedzUsuńChyba tak :)
UsuńInternet to też ludzie, ale warto postawić sobie pewną granicę, że jeżeli ktoś nadeptuje Ci na odcisk, to tak naprawdę oboje nie wiecie, co się kryje za Waszymi literami. Śmiech? Obojętność i słowa rzucane na wiatr? Złośliwość?
OdpowiedzUsuńCzasami zabraknie jednego przecinka, jednego symbolu emocji i już zmienia się cały sens wypowiedzi.
Dlatego czasami pisząc z ludźmi, mam wrażenie, że biorę udział w wielkiej zagadce - co ten człowiek ma rzeczywiście na myśli?
Przede wszystkim staram się nie zajmować sobie tym głowy dłużej, niż trzeba, kiedy np. moderuję swoją stronę na FB.
Cześć. Bardzo chętnie tu będe zagladac, pisz pisz. :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń