niedziela, 3 listopada 2024

Quiet Mountain

 Miałam tu pisać tylko o rzeczach zwykłych, błahych i przyjemnych, będzie trudno w obecnej sytuacji, ale chociaż spróbuję. 

Ostatnie dni u mnie to ciągle dołki/załamania/somaty - nerwobóle, bóle głowy i bóle brzucha, tak w kółko, czasem z dłuższą przerwą... Sprawy stanęły w miejscu, bo ktoś gwiazdorzy a nie powinien (tylko niestety ma problem ze zrozumieniem dlaczego nie powinien), a im bliżej terminu mojej operacji, tym bardziej świruję. Przeraża mnie nie operacja, czy pobyt w szpitalu (trzy lata temu miałam dużo poważniejszą operację i wyszłam z tego bez żadnego szwanku) - przeraża mnie perspektywa kilkudniowej rozłąki z Misiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że zdecydowana większość z was tego nie zrozumie, bo "normalna kobieta musi odpocząć od chłopa"... Nasz związek działa na zupełnie innych zasadach i nie obowiązują w nim prawa normików. Jeśli komuś to się wydaje śmieszne czy niedorzeczne - drzwi są tam.

29 listopada mam z kolei komisję w sprawie nowego orzeczenia o niepełnosprawności. Tutaj akurat jestem spokojna, bo skoro mam całkowitą niezdolność do pracy orzeczoną w ZUSie, to orzeczenie pójdzie bez problemów. Tylko muszę pamiętać o legitymacji i złożyć nowy wniosek o zasiłek pielęgnacyjny.

Jedyną dobrą wiadomością, jaką dzisiaj przeczytałam, było to, że od stycznia 2025 roku kombinacja renty socjalnej z rodzinną - czyli to co pobieram, wzrośnie całkiem ładnie. Jakieś światełko w tunelu, że będzie lepiej i pospłacam te różne gówna szybciej... 

Dzisiaj próbowałam rysować, ale niespecjalnie mi idzie. Przy tym rysunku jest mnóstwo dłubania, które zamiast relaksować - męczy... Gdzie te czasy, że człowiek lubił wyzwania...

Poza tym gram w Silent Hill 2 na PlayStation 5. To jest moja pierwsza w życiu styczność z tą serią, w oryginały nigdy nie było mi dane zagrać - bo nie miałam za młodu żadnej konsoli, a na komputerze (drewnianym) umiałam grać tylko w FPSy i TPP ale strzelanki. 

No i cóż - ta gra to horror i faktycznie są mocniejsze momenty, ale głównie przy niej śmieszkuję. Bohater chyba jest napruty przeciwpsychotycznymi dawkami co najmniej trzech rodzajów neuroleptyków, bo inaczej nie umiem wytłumaczyć jego zachowania ("Ulicą wymarłego, przerażającego miasta idzie dziwaczne humanoidalne stworzenie? A pójdę sobie za nim, co złego może się stać" itd.). :) Podobają mi się przeciwnicy, zwłaszcza Manekin, którego ochrzciłam Nogi Nogi Nogi Nogi. Dzisiaj po raz pierwszy wiedziałam też Piramidogłowego (jeszcze z bezpiecznego miejsca), nie powiem, ten gość akurat robi wrażenie.

Ale niestety także dzisiaj przestałam się stresować potworkami, a zaczęłam wściekać na ciągłą konieczność szukania kluczy. xD No ale takie są uroki mechanik sprzed 23 lat. A co do tego śmieszkowania... No, przeczytałam w życiu tyle książek o Holocauście i obozach koncentracyjnych, że fikcyjne upiorne postacie na ekranie telewizora oraz związane z nimi problemy psychiczne nieistniejącego faceta nie są dla mnie zbyt przerażające. :') 

Podobno prawdziwa akcja i prawdziwe strachy mają się zacząć dopiero w lokacji Szpital. 

W Silent Hill wszystko jest creepy, także wypchany jeleń (wypchane zwierzęta ogólnie są creepy, a co dopiero w takim miasteczku!). Ten na szczęście nie chce zabić protagonisty tak jak wszystko inne co tam rezyduje, tylko po prostu zdobi ścianę.


Jest też sporo małych polskich akcentów, bo grę tworzyło polskie studio - pod egidą Konami oczywiście.
Mieliśmy taki wentylator - kto w latach 80/90 nie miał. :)


No i grałam i grałam, byłam już wściekła, że nie umiem znaleźć mieszkania z sejfem, w którym znajdował się stosowny klucz... Ale w końcu znalazłam i stwierdziłam, że dość na dziś. Pad też tak stwierdził, bo się prawie rozładował. xD

Tak zwane "dni świąteczne" spędziliśmy tak sobie, mieliśmy raczej kiepskie nastroje, ale wczoraj wyszliśmy odwiedzić groby moich dziadków i ojca, a przy okazji na mały, bardzo klimatyczny, stary cmentarz. Tutaj możecie zobaczyć fotorelację

I na koniec wpisu, żeby było miło i optymistycznie, wrzucam zdjęcia póz, jakie robiły dzisiaj nasze kiteczki. :)